niedziela, 30 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 7

         Chwilę zajęło mi przetworzenie słów mamy. O czym ona mówiła?
-Jak to miałam wypadek?-pytam zdenerwowana.
-No po prostu, kochanie. Chwila nieuwagi i znalazłaś się tu.-mówi ze spokojem.
-Ale co się stało?-dopytuję.
-Jechaliście z Mattem już chyba do domu, kiedy Matt szybko przyjechał ze łzami w oczach. Opowiadał nam co się stało, ale wszystko z przed wypadku. Cały czas płakał, więc wiedzieliśmy, że stało się coś złego. W dodatku przyjechał bez ciebie, kochanie.-zrobiła chwilę przerwy. Nie pozwoliłam jej na to.
-Mamo, możesz już dojść do sedna?-pytam niecierpliwie.
-No dobrze, dobrze. Mówił, że wracaliście do domu, kiedy nagle zza rogu wyjechała ogromna ciężarówka. Nie zauważyłaś jej, ona ciebie najwidoczniej też i potrąciła cię. Wszystko było by okej, gdyby ten kierowca jakoś ci pomógł. A teraz będziemy musieli się ciągać po sądach.-mówiła ze znacznym zdenerwowaniem.
-Dobrze mamo. Kiedy mnie wypiszą?-pytam.
-Zaraz przyjdzie lekarz, to się go o wszystko zapytasz.-odpowiada i wstaje, po czym odchodzi na bok. 
       Widzę, jak w moja stronę idzie przystojny mężczyzna. Uświadamiam sobie, że to mój lekarz prowadzący. Ma ciemną karnację, albo się tak dobrze opalił. Widziałam też, że ma kilkudniowy zarost i włosy w kolorze ciemnego blondu. Cholera, wygląda niesamowicie. Jest cholernie przystojny!
-Dzień dobry, panienko. Nazywam się Andreas Silas. Jestem twoim lekarzem prowadzącym.-mówi,a po jego akcencie można wywnioskować, iż jest Hiszpanem.Z bliska jest jeszcze bardziej przystojniejszy. Ma niebieskie oczy, pełne usta i bardzo kształtny nos.-Jak się dziś czujesz?-pyta.
-Dziś? To ile już tu jestem?-pytam zaskoczona.
-Kochanie, jesteś tu od wczoraj. Cały czas byłaś nieprzytomna.-odpowiada mama.
-Dziękuję, czuję się całkiem dobrze.-odpowiadam na zadane wcześniej pytanie przez dr Andreasa.
-To świetnie. Siostro!-woła jedną z pielęgniarek na sali i zwraca się do niej.-Siostro, proszę zrobić podstawowe badania i zdać mi relację jak najszybciej.
-Oczywiście doktorze!-mówi siostra i udaje się na korytarz.
-Amber, zaraz siostra Monica zabierze cię na badania krwi, wzroku, moczu, echo serca igłowy. Nie zrozum tego źle, po prostu  chcę się upewnić, czy wszystko już okej wewnątrz twojego ciała. Jak będziesz się czuła źle lub niekomfortowo, proszę, mów wszystko siostrze. Musimy wiedzieć o wszystkim.-mówi doktor i patrzy na mnie wyczekująco.
-Dobrze. Oczywiście, że powiem siostrze jak coś będzie się ze mną działo.-odpowiadam. 
   Po jakichś 10 minutach doktor Andreas wychodzi, a mnie zabiera siostra Monica. 

niedziela, 23 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 6

        Wydawało mi się, że to Lilah i Adam. Ale jakim cudem? Przecież ona pojechała do dziadków na wieś? Jak ona mogła mnie okłamać? Miliony pytań przemykało mi się w myślach. Miałam ochotę wstać, podejść do nie i uderzyć ją w twarz. Nie wiem czemu, ale miałam. Jednak wiedziałam, że obok mnie siedzi Matt i nie będę mu pokazywać czegoś, czego nie chciałabym, aby zobaczył. Ogarnęłam się i mówię do Matta.
-Zjadłeś już?-pytam, chodź widzę, że jeszcze je.
-Nie.-odpowiada.
- To się pośpiesz, nie będę tu siedziała wieki.-mówię z poirytowaniem. Myślałam, że nic nie może mi zepsuć tego dnia. Jakże się pomyliłam. 
      Gdy już Matt zjadł, zabraliśmy rowery i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę myślałam o tym, co zrobiła mi Lilah. Przecież mogła mi po prostu powiedzieć, że nigdzie nie jedzie tylko chce już iść do domu. Zrozumiałabym. Może ona już mnie nie uważa za swoją przyjaciółkę? 
     Pogrążona w myślach, nie zwracałam uwagi na drogę. I to był błąd, bo w pewnej chwili poczułam, że upadam na ziemię uderzona jakimś ciężkim przedmiotem. W ułamku sekundy ląduję na ulicy, a wokół mnie zbiera się tłum ludzi. To są moje ostatnie wspomnienia przed utratą przytomności. 
       Budzę się w szpitalu. Obok mnie są mama, tata i Matt. Nie wiem, co mi się stało. 
-Mamo, dlaczego tu jestem?-pytam zaspanym głosem. Widzę jak ich twarze rozjaśniają się i tatę, który podnosi się, i biegnie po lekarza. 
-Kochanie!-mówi mama i przytula mnie do siebie. Widzę jak po jej policzku spływa łza. Mam nadzieję, że to łza szczęścia.-Jak ja się cieszę, że już się obudziłaś!-mówi z uśmiechem, cały czas mnie przytulając.
-Ale co się stało?-dopytuję.
-Miałaś wypadek.

piątek, 21 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 5

      W moją stronę szła właśnie Emilie-była Leona. Nie wiem, po co tu szła, ale najwidoczniej miała powód. 
-No kogo ja tu widzę?!-powiedziała z ironią i udawanym zdziwieniem.-Królewna Amber nad jeziorem.I w dodatku siedzi na ziemi, jak normalny człowiek. Gdzie masz swoją przyjaciółkę?-pyta, znów udając troskę-Czyżby już nie chciała się przyjaźnić z kimś, kto jest tobą, wygląda jak ty i tak się zachowuje?-proponowała odpowiedź.
-Zamknij się Emilie.-powiedziałam.-Nie wolno mi już nawet nad jezioro przyjść, bo ty tu jesteś? A może to ty uważasz, że jesteś księżniczką?!-zasugerowałam-No wiesz, skoro zostawił cię Leon, to musiał mieć jakiś powód. Nie prawda?-wiem, że to było chamskie, ale co innego mogłam poradzić.
-Nie interesuj się. Gdzie masz koleżankę?! Zostawiła Cię?-drąży dalej Emilie.
-Nie, Lilah pojechała do dziadków. Czemu się tak tym interesujesz?-pytam zniecierpliwiona.
-A bo widziałam ją niedawno w kawiarni z jakimś chłopakiem. I on mi ani trochę nie wyglądał na jej dziadka. Z tego co dobrze widziałam, to to był Adam.-powiedziała.-Wiedziałaś o tym, że ona się z nim umawia?-zrobiła podejrzliwą minę, zaśmiała się i odeszła w stronę swoich durnowatych kumpelek. 
     -Jak ja jej nienawidzę-pomyślałam i podeszłam do Matta.
-Matt! Chodźmy już!-mówię do niego i chowam rzeczy do plecaka.
-Jeszcze chwilę!-jęczy mały.
-Matt, chcesz jechać na lody czy nie?-robię podejrzliwą minę i łapię rower.
-No dobra.-Matt robi smutną minę, ale wiem, że nie jest ona prawdziwa.-Ja zamawiam truskawkowe z polewą!-krzyczy maluch i już zmierza w stronę lodziarni. Muszę go dogonić!
       W lodziarni jest znacznie chłodniej niż na dworze. Podchodzimy do lady i zamawiamy lody.
-Jakie dla ciebie?-pyta Matta.
-Ja chcę truskawkowe z polewą!-woła mój brat.
-Dobrze.-mówi ekspedientka, po czym odwraca się do maszyny. Naciska jakiś przycisk, a potem wybiera smak, w tym przypadku 'truskawkowy'. Gdy lody już kończą się robić wyciąga z pod lady polewę i zwraca się do Matta.
-Jaką chcesz polewę, przystojniaku?-uśmiecha się miło.-Mamy truskawkową, czekoladową, jabłkową i cytrynową.
-A jest waniliowa?-pyta Matt.
-Niestety nie ma. Przykro mi.-mówi Linda, bo tak właśnie ma na imię ekspedientka.
-To dobrze, bo nie lubię waniliowej.-uśmiecha się braciszek, a ja robię zdziwioną minę. Nigdy go chyba nie ogarnę.
-Hahah.-śmieje się Linda.-To którą chcesz?
-Czekoladową.-mówi z uśmiechem i z wielkim zadowoleniem Matt. Linda wyciąga czekoladową polewę i dekoruje nią lody braciszka. Gdy kończy, owija je w papierek i podaje Mattowi. Po chwili zwraca się do mnie.
-A co dla ciebie?-pyta. Nie zastanawiam się długo.
-Ja poproszę czekoladowe z polewą cytrynową.-mówię uprzejmie i czekam na swoją porcję. Gdy Linda podaje mi lody, płacę i wychodzimy na dwór, aby usiąść pod parasolami. Jemy lody i w pewnym momencie zauważam pewną parę, która wygląda mi znajomo. 

piątek, 7 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 4

  W końcu się od niego odrywam. Nie chcę tego robić, ale wiem, że muszę. Jejciu, jak on pięknie pachnie. Rozmarzam się i wtedy zauważam, że Leon coś do mnie mówi.
-Przepraszam Leon, ale nie słuchałam.-mówię ze skruchą.
-Okej, nie ma sprawy. Mówiłem, że chyba Cię ktoś wołał.-uśmiecha się.
-Dobra, to ja idę. Cześć Leon!-mówię i zmierzam w stronę furtki.
-Zadzwonię!-odpowiada i idzie w stronę swojego domu.
       Biegnę do domu. Okazuje się, że wołał mnie młodszy brat. Chciał, żebym się z nim pobawiła. Jejku, nie lubię tego, ale młody jeszcze nie chodzi do szkoły i nie ma się z kim bawić tak że nie mam wyjścia. 
-W co wolisz się pobawić?-pyta Matt.
-A co proponujesz, brat?
-Masz do wyboru samochody, samoloty albo pójdziemy na rower. Co wybierasz?-patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Ty pomyśl nad tym chwilę, ja zaraz wrócę.-mówię Mattowi. 
             Idę do swojego pokoju. Nie jest jakiś strasznie duży, jest średni. Do tego bardzo przytulny. W pokoju mam łóżko, kastlik, 2 szafki na ubrania, biurko, różowe puchate krzesełka, stolik, kilka kwiatków oraz dywan. No i oczywiście światło! Na łóżku leży błękitna pościel, pudrowo-różowa narzuta, kilka ozdobnych poduszek i moje stare misie, z którymi nie mogłam się jakoś rozstać. Obok niego stoi kastlik. Na kastliku leżą książki, pudełko chusteczek i mały wazonik. To właśnie do niego włożyłam różę od Leona. Na całej podłodze rozłożony jest biały, puchaty dywan. W jednym z rogów pokoju stoi stolik i 3 różowe puchate krzesełka. Na stoliku jest biały obrus i wazon z kwiatami. Niedaleko drzwi stoi biurko i fotel do niego. Szafki stoją w różnych miejscach. Duża szafa na ubrania jest wbudowana w ścianę, więc jest więcej miejsca. Zwyczajna, stojąca szafka z półkami stoi przed łóżkiem. 
        Do pokoju przyszłam po to, aby zmienić ubrania, ponieważ sądzę, że będę musiała jednak pojechać z braciszkiem na rower. Zdejmuję koszulkę, spódniczkę i sandałki. Władam je starannie do szafek i wyciągam nowy strój, jakim są krótkie, jeansowe spodenki, fioletowa bokserka, jeansowa kamizelka i białe conversy. Ubieram się i szukam telefonu w torebce. Wyciągam go i zmieniam z profilu 'CICHY' na 'NORMALNY'. Różnią się tym, że w cichym są wibracje, nie ma dźwięku, a w normalnym są dźwięki, więc nie przeoczę żadnego telefonu. Gdy kończę, chowam go do kieszeni spodenek i wychodzę z mojego pokoju. Zmierzam w stronę salonu. Słyszę tam głosy młodego, więc już wiem, że idziemy na rowery. 
-Matt, zdecydowałeś już?-pytam, nie zdradzając, że już wiem. Chcę zrobić młodemu przyjemność.
-Amber!-mówi z uśmiechem.- Idziemy na rowery!-widzę, że cieszy się z tego, więc ja wtóruję mu i uśmiecham się.
-Okej! Może pojedziemy nad jezioro?-pytam i od razu przypomina mi się rozmowa z Leonem. Uśmiecham się na to wspomnienie.
-Taaaaaaaaaak!-krzyczy z zachwytem Matt.-Wezmę chlebka i nakarmię kaczki!
-Dobra. To Ty się ubieraj, a ja Ci ukroję tego chleba dla kaczek.-idę do pokoju po plecaczek, bo nie będę przecież jechała z reklamówką chleba w ręce. Biorę fioletowy mały. Zmieści się do niego kilka kromek chleba, chusteczki i portfel. Mama pewnie da nam trochę kasy, bo mały będzie chciał z powrotem zajechać na lody. 
          Idę do kuchni i otwieram chlebak. Wyciągam resztkę chleba i szukam noża. Wtem do kuchni wchodzi mama. 
-Cześć Amber.-mówi i już wiem, że będzie o coś pytała.
-No cześć mamo.-odpowiadam biorąc nóż do krojenia chleba.
-Wiesz co dziś widziałam przez okno?-pyta.
-Ogród? Drogę? Dom sąsiadów?-pytam sarkastycznie.
-Nie wygłupiaj się, wiesz o co mi chodzi.-mówi.
-Na prawdę nie wiem, oświecisz mnie, czy dalej mam żyć w niewiedzy?-pytam znów z sarkazmem.
-Amber! Jak Ty do mnie mówisz?-oburza się.
-Normalnie. To jak, powiesz mi, co takiego widziałaś przez to okno?-pytam.-Bo jeśli nie wiesz, to idę z Mattem na rowery i nie chcę, żeby czekał.-pospieszam ją.
-Widziałam jak obściskiwałaś się z jakimś chłopakiem. Powiesz mi kto to był?-pyta podejrzliwie.
-Nie obściskiwałam, tylko przytuliliśmy się, tak? To tylko kolega. Spokojnie.-mówię, i kończę kroić chleb. Szukam woreczka, żeby go spakować.
-Jak ma na imię ten twój ''kolega''?-pyta, robiąc przy słowie 'kolega' cudzysłów palcami. 
-Mamo! Ma na imię Leon i to na razie tylko kolega. Nie rób takich cudzysłowów!-tutaj gestykuluję jej.
-Leon, bardzo ładne imię.-stwierdza.
-Tak mamo, wiem to, ale czy mogę już iść? Nie chcę, żeby Matt za długo czekał. Wiesz, że szybko się niecierpliwi.-mówię i ruszam w stronę korytarza. 
-Amber! Poczekaj chwilę!-zatrzymuje mnie mama.-Masz tu pieniądze, bo Matt z pewnością będzie chciał iść na lody.
-Okej. A, mamo, kupiłam dziś sobie świetną kieckę! Jak chcesz zobaczyć, to leży u mnie w pokoju na łóżku. Taka mała czarna. Wiesz jaka była tania?!-informuję ją i wychodzę.
       Idę na podwórko. Tam czeka już na mnie Matt. 
-Amber! Pospiesz się! Idź po rower!-pospiesza mnie brat.
-Matt, spokojnie, zdążymy!- mówię, a potem idę do garażu po rower. Gdy już go mam, wsiadam i jedziemy  nad jezioro. 
         Nad jeziorem wyciągam z plecaczka woreczek z chlebem i podaję go Mattowi. Gdy zaczyna karmić kaczki, ja siadam nad jeziorem i moczę nogi, co chwilę sprawdzając, czy Mattowi nic się nie stało. Gdy na niego nie patrzę, rozglądam się po krajobrazie nad jeziorem. W pewnym momencie kogoś zauważam. Ten ktoś też mnie chyba widzi, bo idzie właśnie w moja stronę. 

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 3

      Gdy doszliśmy do kwiaciarni, Leon przepuścił nas przodem w drzwiach. Jaki z niego dżentelmen! Weszliśmy, a mi od razu wzrok przykuł ogromny bukiet z czerwonych róż. Na moje oko było ich tam z 50. Gdy tak przyglądałam się bukietowi, poczułam wibracje w torebce. To sms. 'Ciekawe od kogo?'-pomyślałam i chwyciłam torebkę w celu wyciągnięcia telefonu. Sms był on nieznanego mi numeru. Jego treść coś mi przypominała, a brzmiała tak:  'To jak? Też Cię przeszedł taki dreszcz?' . I już wiedziałam od kogo go dostałam. Rozmawiałam o tym z Leonem zanim przyszła Lilah. To na pewno musiał być on. Szybko odpisałam: 'Ale jaki dreszcz?' napisałam, udając, że o niczym nie wiem. Jak tylko sms się wysłał, dodałam do kontaktów numer Leona. Popatrzyłam na niego. Uśmiechał się do telefonu. Ja automatycznie zrobiłam to samo, tylko że w jego stronę. Lilah nie wytrzymała.
-Leon, to który bukiet kupujemy?-zapytała.
-Yyyy.. Noo... Amber, który Ci się podoba?-zwrócił się do mnie. Zszokowało mnie to.
-Emmmm, ten duży bukiet z czerwonych róż jest wspaniały.-odpowiadam nie tracąc rezonu. 
-Przepraszam, ile kosztuje ten duży bukiet czerwonych róż?-Leon zwraca się do ekspedientki.
-50.- odpowiada kobieta. Wygląda na 37 lat. Jest ubrana w ołówkową spódnicę, idealnie wyprasowaną koszulę w drobne kwiatuszki i czerwony żakiet. Nie wygląda najgorzej, ale ja zamieniłabym ten żakiet na jakiś delikatny sweterek. Z mojego rozmyślania wyrywa mnie głos wibracji telefonu. Szybko sprawdzam sms. To od Leona. Piszę: 'No ten, który mnie przeszedł, jak dotknąłem twojej ręki. Też takie coś czułaś?'. Zastanawiam się co odpisać. Moje palce zaczynają wystukiwać słowo 'tak' na klawiaturze telefonu. Klikam 'WYŚLIJ'. Przecież nie będę go okłamywać. Nie mogę zacząć naszej bliższej znajomości od kłamstwa. Patrzę na Leona. Stoi przy ekspedientce. Rozmawiają o czymś. Mogę mu się teraz dokładnie przyjrzeć. Ma na sobie szarą bluzę, chyba z OBEY'a. Do tego czarne rurki. Ma idealne, wysportowane nogi, to i w rurkach wygląda świetnie! Czarne vansy bardzo pasują do tego stroju. Widać, że chłopak o siebie dba. Moje rozmyślania znów przerywają wibracje telefonu. To znów sms od Leona. Pisze, że przeczuwał, że tez tak miałam. Dodaje też ';)' na końcu. Patrzę na niego, a on uśmiecha się do mnie. Odpisuję, że to dobrze, że przeczuwał. Dodaję też uśmiechniętą buźkę na koniec i wciskam 'WYŚLIJ'.
         Leon w końcu kupił ten bukiet, który mi się podobał, zapłacił i wyszliśmy z kwiaciarni. Idziemy w stronę domu Lilah. Musi już wracać, bo jedzie z rodzicami do dziadków, więc odprowadzamy ją. Po drodze rozmawiamy o różnych rzeczach. 
      Dom Lilah wygląda okazale. Przed domem ma ogromny ogród pełny kwiatów. Jej mama je wprost uwielbia. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z ogrodu. Jej dom był ogromny i biały. Wchodziło się do niego po granitowych, okazałych schodach. Ogólnie jej dom wygląda jak jakiś pałac. 
-To udanego wyjazdu do dziadków kochanie!-mówię Lilah i czule przytulam koleżankę przed bramką. 
-Cześć Lilah!-mówi Leon. 
-Cześć Wam!-mówi i przytula mnie. Potem odchodzi w stronę drzwi domu. Odwraca się na chwilę, macha nam i znika w drzwiach. 
            Idziemy z Leonem teraz w stronę mojego domu, ponieważ nalegał, że mnie odprowadzi. Nie spierałam się z nim. 
-Co tam u Ciebie, Amber?-zaczyna rozmowę Leon.
-Nic. Teraz jak Lilah wyjeżdża do dziadków na cały weekend, będę musiała zamulać w domu.-krzywię się-A u Ciebie, Leon?
-Całkiem spoko.-mówi.-To może, jak się będziesz nudziła, wybierzemy się gdzieś?-pyta z zaskoczenia. Szokuje mnie to. Mamo, ile razu ja już jestem dziś zszokowana.
-Gdzie na przykład?-zadaję to pytanie sama siebie zaskakując.
-Zależy co lubisz. Sądzę, że musimy się bliżej poznać.-stwierdza Leon.
-Też tak sądzę.-przytakuję mu.
-A co Ty na to, żebyśmy poszli jutro nad jezioro? Moglibyśmy pogadać. Bliżej się poznać.-mówi Leon.
-Lubię chodzić nad jezioro, ale nie często tam bywam.-odpowiadam.
-Czemu?-pyta Leon.
-Lilah nie lubi spędzać czasu nad jeziorem. Woli zatłoczone dyskoteki. Ja chodzę nad jezioro jak jej nie ma. Siedzę tam, karmię kaczki i myślę.-odpowiadam Leonowi. 
-Też chodzę nad jezioro, jak już nie chce mi się wychodzić z chłopakami. Czasami mam ich po prostu dość, więc chodzę nad jezioro i siadam w ciszy. Lubię to. Mogę się wyciszyć i w spokoju pomyśleć nad wszystkim.-mówi otwarcie Leon. Zaskakuje mnie ta atmosfera między nami. Rozmawiamy jakbyśmy się już przyjaźnili z 10 lat.
-Tak, nad jeziorem jest niesamowicie. Tam jest takie czyste powietrze, cisza, spokój i te kaczki.-na te słowa Leon uśmiecha się.
-Ale mi się udało z tym jeziorem. Zastanawiałem się, gdzie Cię zaprosić. Nic mi nie przychodziło do głowy. Wczoraj, właśnie nad jeziorem, pomyślałem: 'czemu nie zaprosić jej akurat tutaj?'. Jak widać oboje uwielbiamy spędzać czas nad jeziorem.-stwierdza Leon.
-Tak.-przytakuję. Akurat podchodzimy pod mój dom.-To tutaj. To jest mój dom-pokazuję Leonowi.
-Piękny masz dom.-mówi chłopak.-Na prawdę.-uśmiecha się uroczo.
-To ja będę szła.-mówię mu.
-Poczekaj chwilę.-mówi i łapie mnie za rękę.-Mam coś dla Ciebie.-wypowiadając te słowa, wyciąga z wielkiego bukietu różę i mi ją daje.-Proszę.
-Dziękuję! Ale z jakiej to okazji?-pytam Leona.
-To już nie można dać pięknej dziewczynie kwiatka bez okazji?-uśmiecha się Leon.
-Można, dziękuję Ci!-wypowiadając te słowa, nie wiem dlaczego, przytulam go w geście podziękowania. On to odwzajemnia. Stoimy tak przytuleni przed moim domem. W tym momencie nie obchodzi mnie, czy ktoś z domowników nas zobaczy. Liczy się tylko on. 

środa, 5 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 2

-Zakochałaś się?!-mówi z niedowierzaniem Lilah.-Kto to? Znam go? Chodzi do naszej szkoły? Jak ma na imię? No opowiadaj!-zasypuje mnie szeregiem pytań.
-Ej, nie tak szybko! Zaraz Ci wszystko powiem-odpowiadam z dystansem-Ma na imię Leon.
-Ten Leon?!-mówi zszokowana
-Tak, ten Leon.-mówię z naciskiem na 'TEN'.-Jest cudowny. Ostatnio powiedział mi 'cześć' i się uśmiechnął. Jezuuu, jaki on ma boski uśmiech.-zaczynam się rozpływać.
-Amber! Nie rozpływaj mi się tu! Ja czekam na szczegóły!-mówi Lilah potrząsając mną-Rozmawialiście już? Masz jego numer?
-Nie mam jego numeru, Lilah. Minęliśmy się i powiedzieliśmy sobie 'cześć' ale na razie nic więcej.-mówię smutnym głosikiem.
-Na wszystko potrzeba czasu, kochanie.-mówi Lilah i przytula mnie do siebie.
-Dobra, chodźmy stąd.-oznajmiam koleżance i obie wyciągamy portfele. Zostawiamy pieniądze na stoliku i wychodzimy z kafejki. Idziemy prosto przed siebie zajęte rozmową, gdy nagle wpadamy na jakiegoś chłopaka. Ten zatrzymuje się i podchodzi do nas.
-Cześć dziewczyny!-mówi z uśmiechem. Tak, to jest'TEN' uśmiech. I już wiem, na kogo wpadłyśmy.
-Cześć Leon!-odpowiadamy chórem.
-Co tu robicie?-pyta Leon.
-Byłyśmy w kafejce na lodach, a Ty?-odpowiada szybko Lilah. Mi zaschło w gardle zaraz gdy go tu tylko zobaczyłam.
-Ja właśnie idę do kwiaciarni.-odpowiada a ja zastanawiam się po co idzie do kwiaciarni. Czyżby miał dziewczynę? Zasmucam się na tę myśl.-Amber, czemu jesteś smutna?-pyta mnie Leon.
-Nie nic. Po co idziesz do kwiaciarni?-zaraz po zadaniu tego pytania, biję się w głowę w myślach. 'Po co ja je zadałam?! Ale ja jestem głupia.'
-Idę po kwiatki dla mamy.-odpowiada.-O właśnie, może pójdziecie ze mną? Pomożecie mi wybrać jakieś ładne kwiaty dla mamy?-pyta Leon.
-Jasne!-mówi z entuzjazmem Lilah.-Urodziny czy imieniny?-pyta zaciekawiona.
-Urodziny.-odpowiada Leon.-To jak? Idziecie ze mną?-dopytuje.
-Okej, chodźmy.-odpowiada Lilah.
      Szliśmy tak jakieś 20 minut. Leon, ja i Lilah. Tak, Leon szedł obok mnie. Rozmawialiśmy swobodnie. Tak uroczo się śmiał. Nagle zadzwonił telefon Lilah.
-Przepraszam Was na chwilę. Muszę to odebrać. Poczekacie tu?-mówi i odchodzi kilka kroków w bok.
-To jak Ci leci, Amber?-pyta mnie Leon. Gdy tylko to słyszę, nogi mi miękną.
-A całkiem spoko. A u Ciebie?-odpowiadam i jestem z siebie dumna, że nie palnęłam czegoś głupiego.
-Też okej. Amber..-zawiesza głos dla lepszego efektu, też tak robię. Przeznaczenie? Nie sądzę.
-Tak Leon?-odrzekam.
-Mam do Ciebie jedno pytanie.
-Słucham.-odpowiadam i trochę się boję, ponieważ nie wiem o co Leon chce mnie zapytać.
-Dasz mi może twój numer?-gdy wypowiada te słowa, miękną mi nogi i nie wiem co powiedzieć. Chwilę zajmuje mi dojście do siebie, jednak udaje mi się to.
-Okej, zapisać Ci?-jestem z siebie zadowolona, znów nie palnęłam nic głupiego. Gratuluję sobie w myślach.
-Oczywiście. Trzymaj, wpisz tu swój numer.-Leon podaje mi swojego iPhona. Klikam w cyfry mojego numeru. 783-398-659. Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie, jednak udaje mi się wpisać numer.  Gdy kończę oddaję Leonowi telefon.
-Dzięki.-uśmiecha się odbierając go. Podczas tej czynności lekko dotyka mojej dłoni. Przeszywa mnie dreszcz. Miły dreszcz. 'Ciekawe, co poczuł Leon?'-zastanawiam się w myślach.
-Też to czułaś?-pyta mnie Leon.
-Co?-odpowiadam zmieszana. Czyżbym wypowiedziała to na głos?
-Też przeszedł Cię taki przyjemny dreszcz?-pyta Leon. Nie zdążam odpowiedzieć, ponieważ wraca do nas Lilah.
-I co tam gołąbeczki?-pyta ironicznie moja przyjaciółka. Szturcham ją lekko w ramię. Patrzę na reakcję Leona. Uśmiecha się lekko. Gdy tylko to widzę, moje usta same układają się w delikatny, skromny uśmieszek. Po chwili znów ruszamy w stronę kwiaciarni. Co chwilę zerkam na Leona, widzę, że on też na mnie patrzy. W myślach tworzy mi się teoria, że może ja też mu się podobam.