W końcu się od niego odrywam. Nie chcę tego robić, ale wiem, że muszę. Jejciu, jak on pięknie pachnie. Rozmarzam się i wtedy zauważam, że Leon coś do mnie mówi.
-Przepraszam Leon, ale nie słuchałam.-mówię ze skruchą.
-Okej, nie ma sprawy. Mówiłem, że chyba Cię ktoś wołał.-uśmiecha się.
-Dobra, to ja idę. Cześć Leon!-mówię i zmierzam w stronę furtki.
-Zadzwonię!-odpowiada i idzie w stronę swojego domu.
Biegnę do domu. Okazuje się, że wołał mnie młodszy brat. Chciał, żebym się z nim pobawiła. Jejku, nie lubię tego, ale młody jeszcze nie chodzi do szkoły i nie ma się z kim bawić tak że nie mam wyjścia.
-W co wolisz się pobawić?-pyta Matt.
-A co proponujesz, brat?
-Masz do wyboru samochody, samoloty albo pójdziemy na rower. Co wybierasz?-patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Ty pomyśl nad tym chwilę, ja zaraz wrócę.-mówię Mattowi.
Idę do swojego pokoju. Nie jest jakiś strasznie duży, jest średni. Do tego bardzo przytulny. W pokoju mam łóżko, kastlik, 2 szafki na ubrania, biurko, różowe puchate krzesełka, stolik, kilka kwiatków oraz dywan. No i oczywiście światło! Na łóżku leży błękitna pościel, pudrowo-różowa narzuta, kilka ozdobnych poduszek i moje stare misie, z którymi nie mogłam się jakoś rozstać. Obok niego stoi kastlik. Na kastliku leżą książki, pudełko chusteczek i mały wazonik. To właśnie do niego włożyłam różę od Leona. Na całej podłodze rozłożony jest biały, puchaty dywan. W jednym z rogów pokoju stoi stolik i 3 różowe puchate krzesełka. Na stoliku jest biały obrus i wazon z kwiatami. Niedaleko drzwi stoi biurko i fotel do niego. Szafki stoją w różnych miejscach. Duża szafa na ubrania jest wbudowana w ścianę, więc jest więcej miejsca. Zwyczajna, stojąca szafka z półkami stoi przed łóżkiem.
Do pokoju przyszłam po to, aby zmienić ubrania, ponieważ sądzę, że będę musiała jednak pojechać z braciszkiem na rower. Zdejmuję koszulkę, spódniczkę i sandałki. Władam je starannie do szafek i wyciągam nowy strój, jakim są krótkie, jeansowe spodenki, fioletowa bokserka, jeansowa kamizelka i białe conversy. Ubieram się i szukam telefonu w torebce. Wyciągam go i zmieniam z profilu 'CICHY' na 'NORMALNY'. Różnią się tym, że w cichym są wibracje, nie ma dźwięku, a w normalnym są dźwięki, więc nie przeoczę żadnego telefonu. Gdy kończę, chowam go do kieszeni spodenek i wychodzę z mojego pokoju. Zmierzam w stronę salonu. Słyszę tam głosy młodego, więc już wiem, że idziemy na rowery.
-Matt, zdecydowałeś już?-pytam, nie zdradzając, że już wiem. Chcę zrobić młodemu przyjemność.
-Amber!-mówi z uśmiechem.- Idziemy na rowery!-widzę, że cieszy się z tego, więc ja wtóruję mu i uśmiecham się.
-Okej! Może pojedziemy nad jezioro?-pytam i od razu przypomina mi się rozmowa z Leonem. Uśmiecham się na to wspomnienie.
-Taaaaaaaaaak!-krzyczy z zachwytem Matt.-Wezmę chlebka i nakarmię kaczki!
-Dobra. To Ty się ubieraj, a ja Ci ukroję tego chleba dla kaczek.-idę do pokoju po plecaczek, bo nie będę przecież jechała z reklamówką chleba w ręce. Biorę fioletowy mały. Zmieści się do niego kilka kromek chleba, chusteczki i portfel. Mama pewnie da nam trochę kasy, bo mały będzie chciał z powrotem zajechać na lody.
Idę do kuchni i otwieram chlebak. Wyciągam resztkę chleba i szukam noża. Wtem do kuchni wchodzi mama.
-Cześć Amber.-mówi i już wiem, że będzie o coś pytała.
-No cześć mamo.-odpowiadam biorąc nóż do krojenia chleba.
-Wiesz co dziś widziałam przez okno?-pyta.
-Ogród? Drogę? Dom sąsiadów?-pytam sarkastycznie.
-Nie wygłupiaj się, wiesz o co mi chodzi.-mówi.
-Na prawdę nie wiem, oświecisz mnie, czy dalej mam żyć w niewiedzy?-pytam znów z sarkazmem.
-Amber! Jak Ty do mnie mówisz?-oburza się.
-Normalnie. To jak, powiesz mi, co takiego widziałaś przez to okno?-pytam.-Bo jeśli nie wiesz, to idę z Mattem na rowery i nie chcę, żeby czekał.-pospieszam ją.
-Widziałam jak obściskiwałaś się z jakimś chłopakiem. Powiesz mi kto to był?-pyta podejrzliwie.
-Nie obściskiwałam, tylko przytuliliśmy się, tak? To tylko kolega. Spokojnie.-mówię, i kończę kroić chleb. Szukam woreczka, żeby go spakować.
-Jak ma na imię ten twój ''kolega''?-pyta, robiąc przy słowie 'kolega' cudzysłów palcami.
-Mamo! Ma na imię Leon i to na razie tylko kolega. Nie rób takich cudzysłowów!-tutaj gestykuluję jej.
-Leon, bardzo ładne imię.-stwierdza.
-Tak mamo, wiem to, ale czy mogę już iść? Nie chcę, żeby Matt za długo czekał. Wiesz, że szybko się niecierpliwi.-mówię i ruszam w stronę korytarza.
-Amber! Poczekaj chwilę!-zatrzymuje mnie mama.-Masz tu pieniądze, bo Matt z pewnością będzie chciał iść na lody.
-Okej. A, mamo, kupiłam dziś sobie świetną kieckę! Jak chcesz zobaczyć, to leży u mnie w pokoju na łóżku. Taka mała czarna. Wiesz jaka była tania?!-informuję ją i wychodzę.
Idę na podwórko. Tam czeka już na mnie Matt.
-Amber! Pospiesz się! Idź po rower!-pospiesza mnie brat.
-Matt, spokojnie, zdążymy!- mówię, a potem idę do garażu po rower. Gdy już go mam, wsiadam i jedziemy nad jezioro.
Nad jeziorem wyciągam z plecaczka woreczek z chlebem i podaję go Mattowi. Gdy zaczyna karmić kaczki, ja siadam nad jeziorem i moczę nogi, co chwilę sprawdzając, czy Mattowi nic się nie stało. Gdy na niego nie patrzę, rozglądam się po krajobrazie nad jeziorem. W pewnym momencie kogoś zauważam. Ten ktoś też mnie chyba widzi, bo idzie właśnie w moja stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz